Siedziała
przed czarnym, lśniącym instrumentem. W drżących dłoniach trzymała kartki z
nutami, poszukując tej jednej, wyjątkowej melodii. Odczuwała samotność, a cisza
sprawiała, iż wewnątrz jej umysłu rozchodził się dziwny, niezidentyfikowany
pisk. Starała się odegnać niechciane myśli i wspomnienia, które z każdą chwilą
na nowo atakowały jej poszargane, przez okrutne przeżycia, nerwy.
Przymknęła powieki i odliczając od
dziesięciu do zera, zaczęła uspokajać swój oddech. Brała głębokie wdechy i
wypuszczała powietrze przez usta w bardzo powolnym tempie, regulując w ten
sposób szybkość bicia własnego serca. Jednakże nawet to nie uchroniło jej przed
przeszłością i bólem.
Po uniesieniu powiek dostrzegła, iż
nareszcie odnalazła tę piosenkę, której tak ciężko szukała. Prawie się nie
wyróżniała, ale przy tytule widniało koślawo narysowane serce. Był to ulubiony
utwór tego, któremu ostatnimi czasy poświęcała najwięcej uwagi w swoich
myślach. Ułożyła dłonie na klawiszach fortepianu i westchnąwszy głęboko, rozpoczęła
grę. Pozwoliła swym palcom poruszać się z gracją i delikatnością, a muzyka
wypływała nie spod jej rąk, a z głębi jej serca, skierowana do tej jednej
jedynej osoby, której w tej chwili przy niej nie było.
Dała upust temu, co od tak długiego
czasu tłumiła wewnątrz siebie. Zawsze wyrażała swoje uczucia przez muzykę,
nigdy słowami, uważając je za nieszczere i ograniczone. Gra i dźwięki
instrumentów, były jej bliskie od najmłodszych lat. Nigdy nie była dzieckiem
lubiącym towarzystwo innych i tylko nielicznym udało się nawiązać z nią
jakikolwiek kontakt. Jeden z nich zakończył się tym, iż młoda szlachcianka
ślęczała od kilku dni w swoim pokoju, schodząc tylko na posiłki, obawiając się
spojrzeć w oczy temu, którego nieszczęśliwie pokochała.
Doskonale wiedziała, że jej uczucia,
choć jak najbardziej prawdziwe, nie mają prawa ujrzeć światła dziennego. Nikt
nie mógł dowiedzieć się o tym, iż swoje serce ofiarowała komuś, pochodzącemu z
bardzo niskiej klasy społecznej. Niedozwolone są związki pomiędzy osobami z
różnych kast i ona doskonale nauczona była wszelkich zasad panujących w obecnym
świecie.
Nie obawiała się odkrycia swojej
miłości, nie miała komu o niej powiedzieć, a nawet jeśli, bała się tego, iż
zostanie wyśmiana lub skrytykowana za nieodpowiedzialne zachowanie. Jeszcze
pamięta historię swego wuja, który dla ukochanej kobiety, zrezygnował ze
swojego szlacheckiego stanowiska i wraz z służką wyjechał z kraju, izolując się
ogromnym murem od przeszłości i nieakceptujących go krewnych.
Pukanie do drzwi przerwało jej
chwilę spokojnego analizowania postępowań mężczyzny. Palce dziewczyny
zatrzymały się, a do pomieszczenia ktoś wszedł, ignorując fakt, iż nie został
zaproszony.
- Nie jestem
głodna, możesz iść – wyrzekła tylko, nawet nie spoglądając w tamtą stronę, czyli
za siebie.
- Wybacz panienko,
ale ma panienka gościa. Pan Castiel czeka w salonie. Już przygotowałem herbatę,
więc o to nie musi się panienka martwić – wyrzekł młody sługa, na którego tony
głosu, serce pianistki zabiło nieco mocniej. Uśmiechnęła się do siebie smutno,
nadal nie spoglądając swymi szafirowymi
tęczówkami na mężczyznę.
- Skoro tak…
- westchnęła i zatrząsnąwszy klapę chroniącą klawisze fortepianu, wstała z
miejsca i ruszyła ku wyjściu ze swojego pokoju, mijając z obojętnością swego
pracownika.
Podążyła wolnym krokiem ku schodom
prowadzącym na parter, nie kłopocząc się faktem, czy młodzieniec, który
przerwał jej grę, podąża za nią. Już z kilku ostatnich schodów usłyszała
chichot swojej służki oraz donośny głos możnego szlachcica. Przewróciła oczyma
zdegustowana jego zachowaniem. Odetchnąwszy głęboko kilka razy, przestąpiła
przez próg i wkroczyła do salonu, przez co spłoszona pracownica, niemalże
natychmiast stamtąd wybiegła.
- Jakże miło
cię widzieć droga Skyler – rzekł czarnowłosy, uśmiechając się promiennie i
pochwyciwszy dłoń właścicielki posiadłości, ucałował ją nonszalancko.
- Ciebie
nieco mniej mile. Powinieneś uprzedzać o swoich wizytach, a nie wpadać bez
zapowiedzi jak do rodziny – zauważyła, siadając na sofie, z prawej strony
swojego gościa.
- Jeszcze
bardziej urokliwa niż zazwyczaj – zaśmiał się młodzieniec, spoglądając na pannę
Hills z zainteresowaniem. – Jak się miewasz? – zagaił.
- Nijak –
odparła, wiedząc że owe słownictwo nie jest odpowiednim na jej kastę społeczną.
– A u ciebie? Jak twój ojciec? – zaciekawiła się.
- Nadal jest
wściekły za to, iż nie zgodziłem się, by poprosić cię o rękę – wyznał, na co
jasnowłosa otworzyła szeroko oczy. – Nie masz się czym martwić. Mimo, że nasze
rodziny planowały ten związek od naszych narodzin, nie mam zamiaru niszczyć
tobie i sobie życia miłosnego. Mam zamiar się jeszcze wyszaleć, że tak powiem –
uśmiechnął się przymilnie, a dziwne uczucie nie opuściło Skyler ani na chwilę.
Coś zdecydowanie było nie tak.
- Więc tylko
to chciałeś mi przekazać? Coś wątpię byś tylko z tak błahego powodu mnie
odwiedził. Znamy się zbyt długo, abym nie zauważyła, iż jest coś jeszcze –
wbiła w swojego przyjaciela przenikliwe spojrzenie, na co ten nieco się
zmieszał, aż w końcu westchnął zdezorientowany i przestraszony.
- Zawsze
widziałaś więcej od innych, ale… Możemy porozmawiać w bardziej odosobnionym
miejscu? – poprosił, nie spoglądając w oczy blondynki, co wywołało jeszcze
większy strach we wnętrzu jej serca.
Skinęła tylko głową i wstała z
miejsca. Castiel również to uczynił i ruszyli ku gabinetowi, w którym zazwyczaj
odbywały się spotkania panny Hills z przedstawicielami różnych firm, które dofinansowywała.
- Williamie
– zawołała, a młody sługa zjawił się i skłonił nisko. – Pilnuj, by nikt nam nie
przeszkadzał – poleciła i spojrzała w oczy swojego pracownika, które wyrażały
dziwny niepokój i dezorientację. Nie zaoponował jednak, tylko zgodził się i
ruszył do kuchni.
Skyler wraz ze swoim gościem po
chwili znaleźli się w przytulnym pomieszczeniu. Jasnowłosa zajęła miejsce przy
stoliku, usytuowanym naprzeciw kominka. Ogień płonął delikatnie, a wokół
roznosił się słodkawy zapach żywicy i dźwięk palącego się drewna. Jej
przyjaciel zajął miejsce obok i oparłszy się łokciami o blat mebla, wplótł
palce między kosmyki swoich włosów.
Wyglądał niezwykle delikatnie i
krucho w tej niespodziewanej sytuacji. Skyler po raz pierwszy od wielu lat,
miała okazję dostrzec to, co młody szlachcic ukrywał w swoim sercu i umyśle.
Widziała jak drży, jakby tłumiąc emocje, nie chcąc okazać słabości. Dziewczyna nie
wiedziała co powinna zrobić. Nigdy nie miała okazji znaleźć się w tak
problematycznej sytuacji. Ostrożnie, z wahaniem, ułożyła swoją drobną dłoń na
ramieniu Castiela, który uniósł na nią swoje przepełnione smutkiem tęczówki.
Zaparło jej dech.
- Sky… Ja…
Chyba się zakochałem – wyszeptał łamiącym się głosem i przymknął powieki,
oddychając nierówno. – Ona… Ja wiem, że nie powinienem, bo przecież… Prawa
mówią jasno i… To samo z siebie, ja nigdy… Ojciec by mnie za to zabił… Nie mogę
mu powiedzieć… - jego głos stawał się dziwny, nieco płaczliwy, pełen strachu.
Serce blondynki zabiło dziwnie.
Tęczówki przepełniły się zaskoczeniem. Nie przypuszczała, że ktoś taki jak on,
szlachcic uwielbiający bale i romanse, poinformuje ją o tym iż się zakochał. Na
domiar złego w kimś, kto zdecydowanie znajduje się w jednej z najniższych kast
społecznych. Nie spodziewała się takiej sytuacji, ale czując się pewniej i
chcąc dodać otuchy w tej sprawie swojemu przyjacielowi, zdecydowała się wyjawić
swój sekret.
- Castiel
spokojnie, rozumiem cię – odpowiedziała.
- Jak to? –
zapytał zdezorientowany, znów wpatrując się w swoją towarzyszkę błyszczącymi
oczyma.
- Też
kocham… Kocham kogoś nieodpowiedniego i… To najgorsza rzecz jaka mogła mi się
przytrafić – wyjawiła, uśmiechając się smutno.
-
Powiedziałaś mu to, skoro tak twierdzisz? Odrzucił cię? – zaciekawił się.
- Nie mam
zamiaru mu o tym mówić… Wolę to ukrywać gdzieś głęboko i nie pozwolić na
ujawnienie tych uczuć dla dobra naszej dwójki – wyjaśniła. – A co z tobą i
twoją miłością? – zapytała.
- Ona… Ona
to odwzajemnia i… Chcemy razem uciec, ale za bardzo się tego obawiam. Co, jeśli
nam się nie uda? Jeśli ojciec znienawidzi mnie do cna? Wizja przyszłości jest
zbyt przerażająca… Nawet nie wiesz jak mi ulżyło, gdy się tym z tobą
podzieliłem – westchnął głęboko i uśmiechnął się lekko, wyjątkowo.
- Nie musisz
się obawiać, nikomu o tym nie powiem – uśmiechnęła się dziewczyna. – Chodźmy
już lepiej, zaraz zacznie robić się ciemno, a ty musisz jeszcze wrócić do swojej
posiadłości – mruknęła, wstając z miejsca i kierując się ku drzwiom wyjściowym.
- Dziękuję –
rzekł Castiel i nim przeszli na korytarz, przytulił swoja przyjaciółkę,
okazując jej w ten sposób wdzięczność za wsparcie i zrozumienie.
Ruszyli ku drzwiom frontowym w
ciszy, rozmyślając o tym co dzisiaj usłyszeli i rozważając, co powinni zrobić.
Pożegnali się mało wylewnie, zwyczajnym ukłonem. Skyler wróciła do salonu,
prosząc o szklankę mocnej kawy, natomiast Castiel schodził po schodach na
dziedziniec. Jego twarz zaczął rozjaśniać dziwny, dotąd starannie ukryty
uśmiech samozadowolenia. Wszedł do swojego powozu i zaśmiał się chłodno na
widok osoby, która towarzyszyła mu podczas dzisiejszej wyprawy do panny Hills.
- Miałeś
rację – rzekł, zajmując miejsce naprzeciwko niego i nakazał woźnicy ruszać. –
Już wiemy jak możemy ją skutecznie zdyskredytować – dodał zachwycony.
- Kto by
pomyślał, że będzie tak naiwna – odezwał się tajemniczy mężczyzna, po czym
zaśmiał się chłodno, zadowolony z owego faktu.
Panna Hills siedziała na sofie,
delektując się smakiem gorzkiego naparu z mlekiem. Nie spodziewała się tego,
jak ogromne szkody przyniesie jej dzisiejsza rozmowa z Castielem, który okazał
się nazbyt umiejętnym aktorem i kłamcą.